wtorek, 27 sierpnia 2013

LOA FRIDA 29 sierpnia - wywiad z Anką Ujmą


Już 29 sierpnia na letniej scenie Skweru w ramach Festiwalu WUJek wystąpi polsko - francuskie trio LOA FRIDA. Start 20.00., wstęp wolny! Przeczytajcie wywiad z Anką Ujmą, która w Loa Frida śpiewa, gra i komponuje.



1. Jesteś Polką ale od kilku lat mieszkasz i tworzysz we Francji. Jak do tego doszło?

Wyemigrowałam na stałe z Polski do Francji w 2005 roku. Moim mężem jest Francuz, Pierre (gra w Loa Frida). Poznałam go w Krakowie, moim rodzinnym mieście i to on jest powodem mojego wyjazdu z Polski – on oraz ciekawość świata ... Wyjeżdżając rzuciłam się na głęboką wodę, nie znałam języka ani Francji – miałam tylko jakieś wyobrażenia na jej temat. Pierwsze kilka lat spędziliśmy w Paryżu. Obecnie mieszkamy w malutkiej wsi na południu Francji i jest tu nam bardzo dobrze. Tu 2 lata temu powstała Loa Frida (2011 rok) i tu znowu zaczynam wszystko od nowa.

2. Czy możesz powiedzieć kilka słów o swojej wcześniejszej, "polskiej" działalności artystycznej? Z kim współpracowałaś? Jaka to była muzyka?

Moje początki to krakowski zespól Uistiti – art rockowa grupa. Nagraliśmy jeden album o nazwie „Uistiti”. 

3. Czym różni się praca muzyka w Polsce od działania we Francji? Czy we Francji istnieje prężnie działająca scena muzyki alternatywnej?

We Francji działalność artystyczna jest lub może być bardziej zinstytucjonalizowana. Działa system, który ma chronić zawodowych artystów -  intermittence du spectacle. Żeby  być beneficjentem tego systemu trzeba opłacać składki. Pracodawca, który zatrudnia legalnie płaci dwa razy więcej niż artysta dostaje do ręki, stąd opłacane są składki. Ale tych dobrze płacących pracodawców trzeba najpierw znaleźć. Choć na papierze to wygląda ładnie w rzeczywistości już tak różowo nie jest. W większości pubów płacą na czarno (zdarza się, że i wcale nie płacą, najgorzej pod tym względem jest w Paryżu) ale jest sporo sal koncertowych w całej Francji, które działają zgodnie z prawem, są małe teatry, biblioteki, różnego rodzaju festiwale. Trzeba sobie jakoś radzić, ogromnie się napracować żeby dobić do odpowiedniego pułapu i się na nim utrzymać, ale wydaje się to realne. Co do sceny francuskiej to dobrze działa scena jazzowa, czy postjazzowa w Paryżu, i ja troche kontaktów z tą sceną miałam – nagrywając mój pierwszy projekt „Organic” - na kwartet smyczkowy, kontrabas, wibrafon, akordeon, perkusję i głos, choć „Organic” to nie jest projekt improwizowany. To piosenki stylistycznie czerpiące z muzyki minimalistycznej, repetytywnej - Steve Reich, oraz folku i popu. „Burning tapes” – drugie EP nagrałam również z muzykami jazzowymi. 

Scena jazzowa jest pod mocnym wpływem albo muzyki folk (zwłaszcza afrykańskiej), albo są to hybrydy stylistyczne jazzowo - post rockowe z widocznym wpływem muzyki współczesnej. Scena alternatywna jest trochę w rozproszeniu, ciekawe zespoły hardcorowe są w małej miejscowości Pau – moj ulubiony to Kourgane, w Paryżu Jean Louis - psychedelic jazz , grupa poprockowa z pięknymi męskimi chórkami Syd Matters, ciekawa Mina Tindle... Tamtejsze paryskie środowisko muzyczne niestety jest dosyć zamknięte – co nie pozwoliło mi się dobrze rozsiąść w Paryżu i co najgorsze nie ma w tym mieście takiego fermentu artystycznego na jaki liczyłam. No i nie da sie tu grać regularnie i z tego wyżyć. Dlatego po kilku latach zaczęłam szukać innego miejsca dla siebie.

4. Na ile masz kontakt ze współczesną polską sceną muzyczną? Znasz jakieś ciekawe nowe polskie zespoły?

Nie mam za bardzo kontaktu z Polską sceną muzyczną.  Ale wiem, że sporo się dzieje. Lubię Ballady i Romanse, Kapelę ze Wsi Warszawa, Babadag, Piotra Kurka, Skalpel, Bajzel.....

5. W jaki sposób opisałabyś muzykę tworzoną przez zespół Loa Frida? Jak zachęciłabyś polskiego słuchacza, żeby wybrał się na czwartkowy koncert do Skweru?

Loa Frida to taki lo-fi pop, aranże tworzone są z pomocą różnych elementów dostępnych pod ręką. Dzwoneczki, słoik, loop station i trochę elektroniki, gitara elektryczna, ukulele, klawisze vintage casio, glockenspiel, dziecięcy bębenek. To proste ale zróżnicowane instrumentarium w piosenkach ze skomplikowanym metrum, z nietypowymi melodiami czy nietypową formą piosenki, znakomicie się sprawdza. Jest nie tylko spokojnie i melancholijnie ale i energicznie, radośnie. Czwartkowy koncert  to mój pierwszy koncert w Polsce z Loa Frida. Grałam w zeszłym roku w innym składzie i inny materiał na Re-wizje Festiwal i było świetnie. I na pewno następny mój koncert w Polsce, to będzie znowu inna bajka, bo nowe piosenki które właśnie przygotowuję będą bardziej electro. Więc w ten czwartek zagram materiał bardziej akustyczny i delikatny, z trochę dziwnym instrumentarium, z Francuzami którzy będą grać i śpiewać i próbować mówić po polsku :-)

6. Jakie dalsze plany muzyczne? Czy chcecie koncentrować się na rynku francuskim czy raczej myślicie bardziej międzynarodowo?

Gramy we Francji, na razie zwłaszcza na południu Francji ale coraz bardziej się to rozkręca. 

Bardzo bym chciała jednak bywać częściej w Polsce.

środa, 7 sierpnia 2013

HOW HOW na WUJku - 8 sierpnia!

Już w ten czwartek (8 sierpnia) koncert zespołu How How na Skwerze (ul. Krakowskie Przedmieście 60a). Start 20.30., wstęp wolny! A tymczasem zapraszam na wywiad z Mironem Grzegorkiewiczem, wokalistą i gitarzystą How How.




1. Opowiedz o początkach zespołu. Jak się spotkaliście i dlaczego zaczęliście grać?
To długa historia, obejmująca dwa nieistniejące już zespoły (Red Cube i Epka). Po kliku latach, w 2007/8 roku zostaliśmy w duecie razem z Adamem Podniesińskim (Mój kuzyn, Łukasz, został ojcem i nie miał czasu na granie, reszta składu poszła swoimi ścieżkami, BTW jedną z tych osób był Filip Madejski). Stwierdziliśmy, że chcemy robić muzykę dalej, bo po prostu lubimy to robić i mamy swoją wizję. Po kilku miesiącach studyjnie potraktowanego muzykowania, Ania Kamecka (dziewczyna Adama), zaczęła namawiać nas na jakiś publiczny występ. Założyła nam mail’a, myspace i załatwiła koncert w Szczotkach i Pędzlach. Dopingowała nas potem wielokrotnie (patrz: warszawski Festiwal Magnetofon, którego idea zrodziła się w jej głowie). Tyle w skrócie jeśli chodzi o początek zespołu HOW HOW.
2. Jaka muzyka inspirowała Was na początku? Czy teraz dużo się w tej kwestii zmieniło?
Zdecydowanie! Mnie od dziecka wciągała muzyka filmowa. Potem pojawił się motyw muzyki gitarowej, z którego wynikło, jak sądzę, granie zespołowe (wcześniej realizowałem muzykę samodzielnie, przy pomocy komputera, klawiszów i gitary). W ramach rozwoju i zaangażowania smak muzyczny ulega zmianom. Zaczęły pojawiać się gatunki wymagające większej uwagi i skupienia (m.in. muzyka elektroakustyczna, eksperymentalna, sonorystyczna). Obecnie stosuję metodę dwóch kroków - jednego w przód i drugiego w tył. Odnajduję sporo ciekawych rzeczy konfrontując swoją dawną wrażliwość z tą obecną. Myślę, że Adam, Filip i Mateusz przechodzą równie regularny proces zagłębiania się w dźwięk. Należało by ich spytać osobno.
3. Śpiewasz w wymyślonym przez siebie języku. Skąd ten pomysł? Czy to oznacza, że na poziomie werbalnym nie macie słuchaczom nic do przekazania?
Ostatnio moja dziewczyna zadała mi pytanie dlaczego używając głosu nie stoję przodem do publiczności. Odpowiedziałem, zgodnie z Twoją sugestią - na poziomie semantycznym nie mam nic do przekazania naszym słuchaczom, nie traktuję sceny jako mównicy przy tym projekcie. Pomysł na użycie bełkotliwego wokalu sprowadza się głównie do doświadczenia estetycznego + uwidocznienia emocjonalnego.
4. Jak oceniacie odbiór waszej twórczości w Polsce? Czy uważasz, że odnieśliście coś w rodzaju sukcesu na alternatywnej scenie? W końcu jest kilka płyt, występy na festiwalach itp.
Nie uważamy, żebyśmy odnieśli jakiś spektakularny sukces na scenie alternatywnej. Do tego nam raczej daleko. Bezspornym sukcesem dla nas jest to, że udało nam się wypracować całkiem spójny język, nagrać i wydać trochę muzyki, poznać masę ciekawych ludzi “ze środowiska”, zagrać w fajnych miejscach. Myślę też, że zwyczajnie całe to doświadczenie pozwoliło nam dojrzeć i poczuć, jak to jest zostawić fizyczny, autorski ślad swojej aktywności na tej planecie.
5. Co sądzisz o offowej scenie w Polsce? Jakie zespoły z rodzimego podwórka byś polecił?
Jest nie mało frapujących działań na polskiej offowej scenie, jednak przychodzi mi do głowy w tym momencie jedna osoba - Piotr Kurek. Jego muzyka przybiera kształty, których wcześniej nie dostrzegałem i to jest rewelacyjne!
6. W jakich innych projektach bierzesz/brałeś udział? Co jest w nich wyjątkowego?
Od kilku lat gram z Daktari prowadzonym przez Olgierda Dokalskiego, występuje tam również Mateusz Franczak z HH. Bardzo ważnym doświadczeniem dla mnie jest projekt PTKCSS wymyślony przez Macieja Cieślaka. Intrygująca wydaje się być coraz bardziej realna kolaboracja z Markiem Karolczykiem. 
7. Jakie plany na przyszłość?
Planujemy z HOW HOW wydać kolejne części Knick-Knack’a. Prawdopodobnie w dalszej perspektywie będziemy działać z formą słuchowiska, co oznacza odejście od improwizacji na rzecz studyjnych działań. ...ale oczywiście plany należy traktować z pewnym dystansem

poniedziałek, 22 lipca 2013

25 lipca - Babadag!


Kolejny czwartkowy koncert w ramach festiwalu WUJek odbędzie się już 25 lipca. Wystąpi Babadag. Skwer (filia Fabryki Trzciny), ul. Krakowskie Przedmieście 60a, Warszawa.

Babadag - foto Hubert Zemler


Koncert rozpocznie się o 20.30. (punktualnie!) a wstęp jest wolny. Zapraszamy!

A poniżej krótka rozmowa z Olą Bilińską, założycielką Babadag. Rozmawia Joanna Puławska.

Powstała z inicjatywy Oli Bilińskiej grupa swoją muzyką przywodzi na myśl nie tylko dalekie zakątki świata, ale też te najbliższe, rodzime, dźwiękowo-śpiewne tradycyjne pozostałości. Nowe koncepcje oparte na dawnych przesłaniach, legendach, toposach są podtrzymywane w nurcie muzyki organicznej. Całokształt? Nieuchronnie kojarzy się z lasem, szeptem wodnych strumieni, magią nocnego ogniska podczas nocy kupały i resztą wakacyjnych wieczorów pochowanych skrzętnie w najbardziej malowniczych pejzażach natury. Zanim jednak pozwolimy porwać się specyficznemu klimatowi wywoływanemu muzyką Babadag, zapraszamy do lektury wywiadu: 
   
Pra, pra początki, czyli skąd wzięła się u Ciebie miłość do muzyki? Kto ją zaszczepił? Pierwsze muzyczne inspiracje? Pierwszy instrument/lekcja śpiewu?

Muzyka była zawsze, w tej czy innej formie - co chyba jest naturalne w życiu każdego muzyka. Zaszczepili ją we mnie rodzice, chyba szczególnie ojciec, który kiedyś grał na perkusji i puszczał w samochodzie klasykę rock'n'rolla - Beatlesów, Stonesów, Pink Floyd, The Police - i dużo polskiej klasyki, od Demarczyk i Anawa, po Skaldów. Załapałam się też w dzieciństwie na erę MTV, pożerałam wzrokiem klipy George'a Michaela, Jacksona, Madonny... W podstawówce dostałam swój pierwszy klawiszek Casio i zaczęłam śpiewać z kasetami - do Beatlesów, Alanis Morissette, folkowych piosenek angielskich... to było chyba pierwsze moje muzykowanie.

Skąd zrodził się pomysł na nazwę Babadag, kto ją wybrał i co ona dla Was oznacza?

Słowo Babadag zobaczyłam na okładce książki u przyjaciela-podróżnika. Nie znałam wtedy Andrzeja Stasiuka, zafascynowało mnie samo słowo, jego językowa archetypiczność - słowo "baba" pojawia się w wielu językach i ma wiele znaczeń - "ojciec", "mędrzec", "kobieta". Po turecku "babadag" to "góra ojca" - piękne i bardzo wpisujące się w moje zainteresowania, gdzieś pomiędzy pejzażem i antropologią. Poza tym jest to słowo składające się z samych dźwięcznych głosek, które na dodatek są nazwami dźwięków w oktawie.. trochę jakby było stworzone dla muzyki.

Dopiero po jakimś czasie przeczytałam książkę Stasiuka i okazało się, że to nazwa miejscowości w Rumunii, w delcie Dunaju, swego rodzaju symbol miejsca funkcjonującego na obrzeżach Europy i jej historii - co także pięknie wpasowało mi się w obrazek.

foto J. Paluszkiewicz / M. Stępiński


Dream Team, Supergrupa - zespół który kształtował się prawie dwa lata. Jak zebrał się obecny skład Babadag i czy jest on tym ostatecznym? Oraz czy Babadag jest zespołem, czy raczej dorywczym projektem muzycznym?

Nad materiałem pod nazwą Babadag zaczęłam pracować najpierw z Szymonem Tarkowskim, bo graliśmy już razem w Płynach, a pierwsze utwory pisałam na glockenspiel i bas. Potem dołączył Hubert Zemler, który był moim wymarzonym perkusistą i na szczęście, o dziwo, się zgodził. Pozostała kwestia gitarzysty. Ja w tamtym czasie kibicowałam zespołowi Kyst, to były bardzo młode chłopaki, które dopiero co przyjechały do Warszawy. Zaprosiłam więc Adama Byczkowskiego, którego gra bardzo mi się podobała i jeszcze na dodatek pięknie śpiewał żeby mógł wspomagać mnie wokalnie. Na etapie nagrywania płyty Adam się wymiksował i gitary w studio nagrał nam Maciej Cieślak, który, co mnie bardzo cieszy, teraz także trochę z nami koncertuje.

Babadag to zdecydowanie zespół, Hubert z Szymonem bardzo angażują się w jego funkcjonowanie, zarówno muzycznie jak też logistycznie. Realizujemy co prawda moje kompozycje, ale aranże powstają także na próbach, zbiorowym wysiłkiem. Maciek jest trochę z boku i chyba myśli o sobie niejako gościnnie, bo prowadzi studio i przede wszystkim ma Ściankę. Ja mam zresztą trochę inny aranżacyjnie koncept kolejnej płyty, może tak być, że gitary w ogóle nie będzie... będą za to inne niespodzianki, i goście.

Załóżmy że możecie wystąpić wszędzie, na każdej scenie i w każdej przestrzeni na świecie. Gdzie chcielibyście najbardziej zagrać? I kogo z chęcią zaprosilibyście do współpracy (wszystkie osoby są dozwolone, nie ma ograniczeń)?

Marzy mi się zagranie na festiwalu WOMAD Petera Gabriela. To wspaniała inicjatywa o genialnej atmosferze i pięknych ideałach, której bardzo kibicuję. Może kiedyś udałoby się też pojechać na Saharę, do Mali, na Festiwal au Desert... To byłoby coś. Co do potencjalnej współpracy... jest jedna osoba w Polsce, wspaniały muzyk, którego już zaprosiłam do pracy przy kolejnym albumie, ale nic więcej nie powiem, bo nie chcę zapeszać. Co do mniej realistycznych marzeń - David Sylvian, Peter Gabriel, Damon Albarn - idole wczesnej młodości, którzy nadal pozostają aktualni - a na naszym rodzimym gruncie - śpiewak Adam Strug. Jest też wiele innych osób, które podziwiam i chciałabym z nimi pracować... długo by wymieniać.

Muzyka organiczna - jest, czy nie jest potrzebna? A może to taki trend sprzed lat, który obecnie powraca tylko na fali mody? Co może wnieść do naszego życia?

Ha, to chyba zależy od danej definicji "muzyki organicznej"... Dla mnie to muzyka, która po pierwsze powstaje w organiczny sposób - bez wymuszenia, we własnym tempie, tak jakby pomysły wypływały bardziej z ciała, z jakiejś głęboko utajonej kolektywnej świadomości - czy podświadomości - niż z intelektualnych rozkminek. Jakby melodie były już gdzieś w tobie schowane i czekały na sprzyjające warunki, żeby się wydostać; niezależne byty, których jesteś niejako tylko przekaźnikiem. Po drugie - organiczność wspólnej pracy grupy ludzi, kiedy coś powstaje w wyniku wymiany i połączenia energii. I po trzecie - organiczność procesu rejestracji, nie w rozwleczonych etapach, nie na odległość i nie cyfrowo, tylko w jednym miejscu i czasie, na taśmę, analogowo. Żeby zarejestrował się też w pewnym sensie i czas i miejsce, i energia konkretnej grupy ludzi w tej konkretnej chwili.

Czy muzyka folkowa w naszym kraju jest reliktem, czy żywym tworem? Kto jest jej odbiorcą i gdzie możemy znaleźć dla niej konkretne miejsce w polskiej muzyce współczesnej?

Ja chyba nie jestem najlepszym adresatem tego pytania, bo dopiero powoli odkrywam ten świat - i światek - który jest w Polsce bardzo prężny i różnorodny, choć niestety chyba wciąż niszowy. Działają fantastyczni propagatorzy naszej muzyki tradycyjnej, tacy jak Jan Bernad, Adam Strug, Włodzimierz Krzak; ukazują się płyty - choćby cała kolekcja Polskiego Radia "Muzyka Źródeł"; są konkursy, takie jak Nowa Tradycja... ale to wszystko trafia do ograniczonej liczby odbiorców (np. słuchaczy Dwójki), a dla zdecydowanej większość naszych rodaków muzyka ludowa wciąż kojarzy się przaśnie... hymn Euro 2012 bynajmniej nie pomógł w zmianie tego wizerunku. Jest to jednak muzyka żywa, na pewno nie skansen, powstają coraz to nowe zespoły, które albo starają się kultywować tradycję w czystej formie, albo zaszczepiają elementy tradycyjnie na gruncie gatunków współczesnej muzyki popularnej - np. Żywiołak, Kapela Ze Wsi Warszawa.

Co byś wymieniła na czele listy najważniejszych zadań, postawionych przed współczesnym muzykiem tworzącym w nurcie folkowym?

Babadag nie do końca jest zespołem folkowym... choć w tej chwili tego określenia używa się w stosunku do bardzo szerokiego spektrum wykonawców. Wydaje mi się, że to co ich - nas - łączy, to pewna idea powrotu do muzyki ziemi, na której się wyrosło, próba zrozumienia swojego pochodzenia, swojej lokalności. W dobie globalizacji ewidentnie jest to coraz bardziej paląca potrzeba dla wielu ludzi. Poza tym idea kolektywizmu, tworzenia czegoś wspólnymi siłami i własnymi rękoma - na akustycznych instrumentach, w grupie, w przestrzeni publicznej lub kameralnej, domowej, pod gołym niebem, w lesie... i granie muzyki jako rytuał, jako spoiwo społeczności, powrót do jej pierwotnej funkcji i potencjału.

Wzorem i autorytetem polskiej krytyki muzycznej, według Ciebie, jest?

Ciekawe pytanie... Nie znam wielu krytyków muzycznych, bardziej jeśli już tych z młodego pokolenia, moich rówieśników lub nieco starszych. Bardzo szanuję i podziwiam Bartka Chacińskiego- bynajmniej nie tylko dlatego, że napisał pozytywną recenzję naszej płyty. ;) Często czytam jego bloga i słucham audycji w Dwójce. Posiada ogromną wiedzę na temat muzyki współczesnej, zarówno rozrywkowej, jak i poważnej - i wszystkiego pomiędzy, co mnie bardzo interesuje. Bardzo ważną postacią jest też, uważam, Bartosz Chmielewski, chodząca encyklopedia wiedzy o polskiej muzyce rozrywkowej i autor nie tylko recenzji, ale także wspaniałych piosenek Muzyki Końca Lata, które czerpią z naszych najlepszych wzorców i same w tej chwili tę historię współtworzą.

Wystąpicie na tegorocznym Off Festiwalu. Czy w ramach udokumentowanej obecności w dolinie Trzech Stawów, możesz nam zdradzić (z krótkim uzasadnieniem), na koncertach jakich artystów wymienionych w Offowym Line Upie zależy Tobie najbardziej/będzie można Ciebie spotkać?

Nietypowy jest ten tegoroczny line-up, bo chyba ciekawsze są w nim zespoły polskie, niż zagraniczne. Z tych pierwszych na pewno wpadnę na koncerty Drekotów, UL/KR i Piotra Kurka - bo to wszystko świetna muzyka, już sprawdzona przeze mnie na żywo... a poza tym moi znajomi, jestem ciekawa co i jak zaprezentują na dużym festiwalu, no i chętnie im pokibicuję z widowni. Posłucham też Rebeki, Starej Rzeki i Semantik Punk - bo jeszcze nie słyszałam na koncercie, a ciekawam.

Z zagranicznych rzeczy nie mogę się doczekać koncertów Sama Amidona, którego słuchałam notorycznie na etapie pisania płyty Babadag, i Julii Holter, chyba jedynej wokalistki ostatnio, której album 'Extasis', jak to się mówi, łykam w całości - nie mam pytań. Ciekawie brzmi Fatima Al Quadiri... Poza tym pójdę pewnie na GY!BE - z sentymentu.

No i nie może mnie zabraknąć na koncercie Zbigniewa Wodeckiego i Mitch and Mitch, bo śpiewam panu Zbigniewowi chórki.


Dalsze plany związane z Babadag?

Na jesieni pewnie parę koncertów... i nieśmiałe przymiarki do drugiej płyty. Ale żeby do tego doszło muszę ogarnąć choć trochę grę na perskim santurze. Więc... powolutku.

My również pozdrawiamy i dziękujemy za wywiad!



niedziela, 14 lipca 2013

18 lipca - HANIMAL


Hanimal - foto Patryk Karbowski

18 lipca (czwartek) kolejny WUJkowy koncert. Tym razem zagra formacja Hanimal, kierowana przez młodą wokalistkę/gitarzystkę i kompozytorkę Hanię Malarowską. Zespół działa od niedawna ale ma już na koncie kilka sukcesów a przede wszystkim świetny materiał. Koncert zacznie się o 20.30., tradycyjnie wstęp wolny. Zapraszamy na Skwer (Krakowskie Przedmieście 60a, Warszawa). A poniżej krótki wywiad z Hanią specjalnie dla WUJka.


1. Powiedz kilka słów o tym jak powstał zespół i skąd wzięłaś muzycznych współpracowników do niego? Czym zajmujecie się na co dzień?

Hanimal ma swój początek w pisanych po angielsku wierszach mojej siostry, Magdy. Potem była moja pierwsza gitara i pierwsze próby skombinowania muzyki do tekstów siostry. Po kilku miesiącach nieśpiesznego pisania, a raczej plumkania, zaczęłam myśleć o tym, z kim chciałabym ten materiał grać. Nie miałam chyba dość odwagi, żeby grać samej. I dobrze się stało. Przesłuchawszy moich pierwszych pomysłów, chęć współpracy zgłosił gitarzysta Mateusz Szemraj, którego znałam od wielu lat (mieszkaliśmy zawsze w tej samej podwarszawskiej wsi, a nasze mamy przyjaźnią się). Potem Mateusz zaproponował współpracę Denisowi Dubielli i Wojtkowi Lubertowiczowi, których znał z Warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego, na którym wszyscy trzej studiowali (Mateusz gitarę, Denis i Wojtek - reżyserię dźwięku). Na sam koniec, w sposób dość spontaniczny, dołączyła do nas Asia Komorowska, którą też od dłuższego czasu znałam, i znowu - poprzez przyjaźniące się rodziny.
Co robimy na co dzień? Ja i Asia jeszcze studiujemy. Asia - filozofię (choć przez dłuższy czas w przeszłości również biotechnologię), ja - kulturoznawstwo. Chłopcy są po studiach. Grają w wielu składach muzycznych - w przypadku Wojtka i Mateusza są to często składy grające muzykę etniczną, tak jak Mosaic. Denis kombinuje od dawna z muzyką elektroniczną. Asia ma własny piosenkowy materiał. W moim przypadku przewija się jeszcze praca za barem w kawiarni.

2. Jesteście stosunkowo młodą grupą, ale już z pewnymi sukcesami. Graliście na OFFie, na Męskim Graniu, ostatnio na Slot Art Festival. Zachwalał was Piotr Stelmach w Trójce. Warto by było przypieczętować tę popularność płytą. Kiedy można się jej spodziewać i co się na niej znajdzie?


Fenomenalną rzeczą było zagrać na Męskim Graniu jak i na Offie, nie będąc jeszcze aktywnym wykonawcą nawet przez jeden rok. Dość szybko to się wydarzyło, sporo jeszcze nie działało w tej maszynie, aczkolwiek też ta świeżość materiału sprawiała, że było to mocno ekscytujące. Jednak fakt, że zagraliśmy w kilku miejscach nie oznacza, że strasznie dużo się w Hanimalu wciąż dzieje. Bywają miesiące, kiedy brakuje bodźców z zewnątrz, jak i naszej motywacji i pewności. Co do płyty.. tu znów maszyna działa dość powolnie. Nagraliśmy materiał, zaczynamy miksy. Mamy nadzieję wydać album jeszcze w tym roku, najprawdopodobniej własnym sumptem.

3. Co byście chcieli osiągnąć na scenie? Chcecie działać tylko w Polsce czy myślicie też o graniu za granicą? 


Nie ma na pewno u nas jakiegoś jednego konkretnego celu. Po prostu chcemy grać, w ramach czy to Offa czy mniejszych festiwali - świetnym doświadczeniem był koncert w ramach podróżniczego festiwalu Włóczykij w Gryfinie. Tak kameralnie i swojsko nie było chyba jeszcze na żadnym z naszych koncertów.
Nie mamy specjalnych żądz odnośnie grania za granicą. Byłoby rzecz jasna fajnie.

4. Twoje piosenki są nie tylko bardzo melodyjne i wpadające w ucho ale przy tym też bardzo dojrzałe i wysmakowane. Jakiej muzyki słuchasz na co dzień i co inspiruje Cię do pisania? 


Słucham - jak każdy - różnych rzeczy (od rzeczy liryczno / akustycznych do elektroniki), ale niezwykle mocny wpływ wywarło na mnie tak naprawdę kilku artystów, takich jak Radiohead i PJ Harvey. Wiem, że wcześniej czy później zaczęłabym pisać muzykę, ale fakt, że kupiłam gitarę i zaczęłam pisać w takim a nie innym momencie jest konsekwencją inspiracji; jednego konkretnego koncertu - Radiohead w Poznaniu 2009 roku. Ich materiał z płyty In Rainbows (chyba przede wszystkim tej) miał na mnie silny wpływ przy pisaniu pierwszych rzeczy.

5. Czy czujecie się częścią jakiejś większej sceny w Warszawie czy działacie raczej "na własną rękę"? 


Zdecydowanie działamy na własną rękę. Znamy się z ilomaś zespołami/muzykami, ale raczej nie tworzymy z nimi jakiegoś zwartego muzycznego nurtu. 

Hanimal - foto Patryk Karbowski


poniedziałek, 8 lipca 2013

11 lipca (czwartek) BIEGLI na Festiwalu WUJek



Norbullo - Norbert Kubacz - zdjęcie  Łucja Sneykus Sokołowska


Już 11 lipca na Skwerze (Krakowskie Przedmieście 60a) kolejny koncert letniej edycji Festiwalu WUJek. Tym razem nowy, super-energetyczny projekt kontrabasisty Norberta Kubacza, znanego chociażby z formacji Bauagan Mistrzów. Koncert zacznie się o 20.00., wstęp jest wolny a już teraz możecie przeczytać wywiad z Norbertem, w którym wyjaśnia między innymi co wspólnego ma jazz z bieganiem.


1. Jesteś powszechnie kojarzony z kontrabasem. Kiedy zacząłeś na nim grać i dlaczego akurat ten instrument?

Zacząłem grać na kontrabasie jakieś 15 lat temu ale w ogóle moim pierwszym instrumentem była mandolina, potem gitara i gitara basowa więc kontrabas był prostą kontynuacją brania się za coraz to większy instrument strunowy ;)   

2. Poza graniem na pewno też słuchasz dużo muzyki - czego słuchasz teraz a czego słuchałeś kiedyś? Jakie są Twoje inspiracje?

Słucham bardzo różnej muzyki... Trudno mi wymienić artystów czy zespoły, którymi się inspiruję bo jest ich całe mnóstwo. Kręci mnie odkąd pamiętam jazz, psychodelia, muzyka elektroniczna, etniczna czy symfoniczna. Słucham w internecie radia, w tym polskiego Roxy, Kampus, Dwójki, Trójki, Czwórki. Inspiracje czerpię nie tylko z muzyki ale tez z innych rzeczy występujących w naszej przyrodzie :) 

3. Jednym z pierwszych projektów, z którym wystąpiłeś na WUJku był zespół Melancholia, w którym swoje wiersze prezentował Marcin Cecko. Pamiętasz jeszcze ten występ? To było jeszcze w Jazzgocie. Co się w ogóle stało z Melancholią?

Melancholia to piękny zespół i mam nadzieję, że niedługo znów zagra. Tworzyłem go z Marcinem Cecko, Radkiem Łukasiewiczem i Grzegorzem Śluzem. Rozproszyła się energia bo każdy z nas realizował jakiś ważny dla siebie projekt, ja Bauagan Mistrzów, Cecko tworzył coraz bardziej teatr a Radek i Grzegorz zespół Pustki, no i to się jakoś urwało na moment i ten moment trwa do dzisiaj ...

4. Wielu ludzi kojarzy Cię z graniem muzyki free, ze składami takimi jak Tupika - czy zajmujesz się jeszcze tego typu muzyką?

Free gram od początku mojego muzykowania do teraz, więc zajmuję się taką muzyką cały czas i nigdy nie przestanę tego robić :). Tupika, tak jak inne moje zespoły, opierają się w dużej części na improwizacji z czego potem budujemy konkretne tematy czy aranżacje. Czasami przynoszę jakiś temat skomponowany w domu na próbę i rzucam go na pożarcie improwizatorom z którymi gram i robi się ciekawie np. powstają dwa utwory ;)

5. Przez wiele lat prowadziłeś skład Bauaganu Mistrzów, ktory wydał płytę i zagrał mnóstwo koncertów. Czy Bauagan jeszcze istnieje?

Bauagan Mistrzów istnieje ale ma przerwę, bo nasz nadworny nawijacz MadMajk siedzi cały sezon (już drugi) na Ibizie... Na jesieni wraca i będziemy robić kolejną płytę i grać koncerty :)

6. Biegli to nowy projekt - co będzie grał i jaki ma to związek z bieganiem? ;-)

Biegli, to mój najnowszy zespół który założyłem z saksofonistą Lokiem (Maciek Kasprzyk) i perkusistą Dodosem (Dominik Mokrzewski) a po kilku próbach dołączyli do nas jeszcze znani z Bauaganu, perkusista Rufuzz (Rafał Dedyński) i klawiszowiec Tomek Walewski.                                                                 Ideą było żeby zrobić zespół ultra jazzowy, grający muzykę inspirowaną bieganiem. Sam jestem biegaczem długodystansowym i zauważyłem, że te obie aktywności - muzykowanie i bieganie są bardzo do siebie podobne, w sensie choćby terminologii. No bo tu i tu są akcenty, interwały, przebiegi, więc czemu nie ? :)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

TRIFONIDIS SZAMBURSKI SZPURA!



27 czerwca zaczyna się kolejna edycja Festiwalu WUJek - Lato na Skwerze. Zaczniemy od koncertu tria Trifonidis Szamburski Szpura. Każdy z członków tej formacji to wyjątkowa postać na warszawskiej scenie muzyki improwizowanej i zasadniczo z każdym z nich można było zrobić wywiad. Padło na Macieja Trifonidisa Bielawskiego - multiinstrumentalistę, kompozytora, lidera niezliczonych formacji działających w Warszawie, właściciela wytwórni płytowej Slowdown Records a od niedawna również pisarza (jego debiut prozatorski pod tytułem "Samotność Astronauty" ukazał się w ubiegłym roku). Zapraszamy do lektury :-)

Maciej Trifonidis Bielawski



1. Jak to się w ogóle zaczęło? Dlaczego postanowiłeś zostać muzykiem?


Zaczęło się dość wcześnie, miałem jakieś pięć-sześć lat. Wraz z kolegami z podwórka konstruowaliśmy nasze pierwsze instrumenty (głównie perkusyjne) bo były najprostsze do wykonania. Stosowaliśmy stare wiadra, miski,  pudełka metalowe, części od roweru i wszystko inne co mogliśmy znaleźć na pobliskim złomowisku. Było sporo hałasu a sąsiedzi  byli bardzo niezadowoleni. My tak! Później dostałem małą, zabawkową gitarę i tu zaczęło się pełne szaleństwo i trwa do dziś. Czyli muzyka od zawsze i do końca. Chyba. 

2. Słyniesz tego, że grasz na wielu instrumentach i że często je zmieniasz. Co jest tego przyczyną i jaki jest Twój ulubiony instrument?

Jeśli chodzi o częste zmiany instrumentów to właśnie to się jakiś czas temu  zmieniło:) Owszem umiem grać na wielu instrumentach strunowych, dętych i perkusyjnych ale od dwóch lat używam  prawie wyłącznie gitar.

Gitara była i jest takim „moim” instrumentem. Niestety w wyniku poważnej kontuzji ręki, której nabawiłem się kilkanaście lat temu, musiałem zaniechać gry na tym instrumencie a wszelkie próby powrotu były bolesne i kończyły się odnowieniem urazu. Musiałem więc znaleźć sposób by dalej być muzykiem i stąd saksofon, flety i inne instrumenty. Starałem się jak najszybciej nauczyć się na czymś grać bo bez muzyki życia sobie nie wyobrażałem. Czyli przez wiele lat byłem trochę w takiej sytuacji „a'la Kubica”, musiałem startować innych rajdach niż Formuła 1 bo zdrówko nie pozwalało prowadzić bolid f1.  Ale jakieś dwa lata temu znów coś chrupnęło  w ręce i znów mogę jeździć, znaczy grać! Czasem boli ale jest coraz lepiej. Zrezygnowałem z niektórych technik, które zbyt obciążają mięśnie i mam nadzieję, że wszystko będzie już ok.

3. Skąd czerpiesz inspiracje i jacy są Twoi ulubieni wykonawcy?

Ostatnio słucham prawie wyłącznie muzyki akustycznej. Starej, nowej, właściwie każdej, granej przez ludzi na instrumentach akustycznych. Gdzieś w tych brzmieniach znalazłem jakąś „prawdę”  i ”naturalność", która mi aktualnie odpowiada. I mam wrażenie, że w tej akustyczności bardziej zacierają się podziały na style, gatunki. Dźwięk wydobywający się bezpośrednio  z instrumentu ( z pominięciem tych wszystkich kabelków,efektów, wzmacniaczy) ma coś co mnie bardzo przyciąga i fascynuje.

4. Założyłeś wytwórnię płytową Slow Down Records. Jak oceniasz jej dotychczasową działalność i jakie są jej plany na przyszłość?

Wytwórnia powstała bym mógł wydawać własne płyty i kolegów. To wydawało się najlepszym rozwiązaniem bo nagrywam sporo i nikt by mi tylu płyt nie wydał. I tak jest do dzisiaj. W tym roku wydałem solową płytę ”Downtown Solo” a planuję jeszcze trzy inne pozycje, co wiąże się niestety ze sporymi wydatkami czyli wakacji  znowu nie będzie... Ale jest satysfakcja i rozwój.

5. Właściwie cały czas zajmujesz się graniem. Czy da się z tego żyć w Polsce?

Jakoś się da ale jest to ryzykowne i stresujące.Trzeba bardzo dużo i wytrwale pracować. Do tego jest to dość trudny czas dla mnie. W pewnym sensie zaczynam wszystko od nowa. Cały ten powrót do gitary to wielka radość ale i problem bo muszę przygotować nowe projekty, nagrać nowe płyty. Ludzie jak mnie widzą z gitarą to mówią „Jak to? Przecież jesteś saksofonistą?" itp. Kiedyś było odwrotnie:) po pierwszych koncertach, które zagrałem na saksofonie mówiono mi „ jak to? przecież gitara..." :) Mam teraz trochę mniej pracy bo jestem w fazie przepoczwarzania. Ale wszystko jest na dobrej drodze. Działam, piszę, gramy próby, nagrywamy i będzie fajnie.

6. Zespół Trifonidis Szamburski Szpura, który zagra 27 czerwca na Festiwalu WUJek to nowy projekt. Czym się będzie różnił od poprzednich i na czym polega jego wyjątkowość? 

To mam nadzieję będzie ciekawa „podróż” bo i skład ciekawy. Z Pawłem Szamburskim gram dużo  i świetnie się rozumiemy  i potrafimy  razem konstruować/improwizować  całe opowieści, natomiast z Pawłem Szpurą nie grałem od wielu lat i bardzo mnie to „kręci” że będziemy mogli  zagrać. Będzie  bardzo dobrze:)

7. Które ze swoich dotychczasowych projektów uważasz za najważniejsze i dlaczego?

Trudno tak to podsumować. Każdy projekt  to jakiś zapis danego czasu, sytuacji, inspiracji i nie rozróżniam tu podziału na ważny/mniej ważny. Najbardziej jednak interesują mnie te nad którymi pracuję aktualnie i tak pewnie będzie zawsze.

8. Jakie plany dalszych działań muzycznych? 

Horny Trees  z Pawłem Szamburskim i Hubertem Zemlerem, czyli kolejny sezon gramy razem.
Przygotowuję również trzy projekty a każdy porusza trochę inną estetykę: kwartet w dość nietypowym  w naszym środowisku instrumentarium czyli gitary akustyczne, banjo, kontrabas i instrumenty perkusyjne  i tu trochę jest takiego „motorycznego” grania z bluesem w tle... robię kolejną płytę Trifonidis roots trio (tu troszkę etniczniej) i wreszcie kwartet dość eksperymentalny  z muzyką bardzo otwartą i opartą na pewnym systemie kontrolowanej improwizacji, który sobie opracowałem i jest teraz w fazie testów... już wkrótce o wszystkim więcej opowiem.